W połowie sierpnia, w Londynie, odbył się 72. światowy konwent SF – Worldcon. Zgodnie z tradycją każdy Worldcon ma też indywidualną nazwę – tegoroczny został ochrzczony mianem Lonconu 3, gdyż był to trzeci Worldcon odbywający się w stolicy Wielkiej Brytanii. W poniższej relacji skupię się na wybranych aspektach tej imprezy i postaram się podkreślić elementy związane z literaturą, ale nie będę pisał wyłącznie o nich.
Spotkanie z Connie Willis i Georgem R.R. Martinem
Worldcony w Europie odbywają się dość rzadko. Poprzedni zawitał do nas w 2005 roku. Nie ma więc nic dziwnego w tym, że zainteresowanie Lonconem było duże. Aby uzyskać prawo do zorganizowania tego konwentu, jego twórcy musieli zacząć swoje starania już kilka lat temu. Wreszcie w sierpniu 2012 roku podjęta została oficjalna decyzja – Worldcon trafi do Londynu. Wtedy też zaczęła się moja przygoda z konwentem – w tym okresie opłaciłem wejściówkę i zacząłem odliczanie dni do jego rozpoczęcia. Z jednej strony długie oczekiwanie dawało mi czas do nacieszenia się imprezą jeszcze zanim się ona zaczęła, ale z drugiej strony moje wymagania wzrosły do bardzo wysokiego poziomu. Szczęśliwie Loncon 3 był w stanie je zaspokoić.
George R.R. Martin rozdaje autografy
Jednym z pierwszych wrażeń na konwencie jest zwykle proces akredytacji oraz materiały jakie się przy tej okazji otrzymuje. Z racji pomagania na imprezie akredytowałem się dwa dni przed jego rozpoczęciem i nie stałem w kolejce. W czwartek kiedy Loncon się rozpoczynał kolejka była bardzo długa. Trudno jednoznacznie powiedzieć jak długo się w niej czekało – znajomy spędził jedynie pół godziny, lecz doszły mnie słuchy o czasie oczekiwania sięgającym nawet 2 godzin. Same materiały konwentowe były ciekawe. Identyfikator nie miał co prawda zachwycającej szaty graficznej, ale za to miał formę sztywnej plastikowej karty – dzięki temu bez najmniejszego problemu przetrwał pełne 5 dni konwentu. Informator był dość grubą książką ze sprężynowym grzbietem, jednak dzięki temu, że online była dostępna wygodna aplikacja z programem, nie musiałem korzystać z papierowego informatora. Trzecim przedmiotem otrzymywanym przy akredytacji była księga pamiątkowa – ponad 170 stron A4 wypełnionych informacjami o gościach honorowych, listą uczestników, historią nagród Hugo, sprawami fandomu oraz reklamami. Jest to ciekawa publikacja, z której wielu fanów może się cieszyć.
Wykład o astrobiologii
Wiadomym było, że na Lonconie pojawi się cała plejada znanych twórców fantastyki. Trudno byłoby wymienić tu wszystkie nazwiska, ale pojawiły się jedne z największych gwiazd literatury fantastycznej – wystarczy wymienić kilka osób – Robin Hobb, Connie Willis czy George R.R. Martin. Uczestnicy mieli możliwość spotkania pisarzy przy różnych okazjach – część brała udział w dyskusjach panelowych, część czytała fragmenty swoich dzieł, wielu miało przewidziane sesje autografowe, a niektórzy byli chętni, by nawiązać dużo bliższy kontakt z fanami podczas tak zwanych Kaffeeklatsches i Literary Beers. Są to spotkania, podczas których artysta oraz niewielka grupka fanów (tylko kilkoro) mają okazję porozmawiać ze sobą przy kawie, czy też piwie. Tradycja ta znana w fandomie zachodnim nie przeniknęła póki co do Polski, a jest ona zdecydowanie warta uwagi. Kontakt z twórcą podczas takiej rozmowy jest dużo bliższy niźli na spotkaniu autorskim i zwiększa szansę na wzajemne poznanie się oraz zaprzyjaźnienie. Miałem możliwość uczestniczenia w spotkaniu z Ramezem Naam i strasznie żałuję, że w kraju nie praktykuje się takich spotkań. Z pisarzami można było się też spotkać podczas porannych „spacerów z gwiazdami”, jednak niestety nie wziąłem w nich udziału, więc ciężko mi je ocenić.
Literary Beer z Catheryne M. Valente
Program konwentu to jednak nie tylko spotkania z artystami. Uczestnicy mogli przebierać w prelekcjach i dyskusjach panelowych (tych ostatnich było więcej niż w Polsce), odbywały się też koncerty oraz duże eventy sceniczne. Niestety zdarzało się, że na część punktów programu nie dało się wejść, gdyż ilość miejsc w salach była ograniczona. Subiektywnie chciałbym zwrócić uwagę na kilka rzeczy, które mnie interesowały – z racji ograniczeń miejsca, nie będę wspominał o wszystkich prelekcjach i panelach, które odwiedziłem. Podczas Lonconu można było wziąć udział w różnych koncertach muzyki określanej mianem filku – jest to gatunek muzyczny powiązany tekstowo z literaturą fantastyczną. W praktyce sporo piosenek bazuje na legendach, czy też utworach z literatury głównego nurtu, a trafiają się także klasyczne folkowe kawałki, albo żartobliwe miniatury o różnej tematyce. Ważne jest, że podczas konwentu można było posłuchać rozmaitych wykonawców podczas ich koncertów, a także przyjść na wieczorne kółka filkowe, podczas których artyści i fani prezentowali swoje piosenki lub fragmenty, nad którymi aktualnie pracowali. Podczas tych wieczornych spotkań nie wszystkie utwory były dopracowane, nie wszyscy artyści byli profesjonalni, jednak atmosfera towarzysząca tym prezentacjom była niezapomniana. Wśród muzycznych wydarzeń warto wymienić też filharmoniczny koncert, podczas którego zaprezentowane zostały utwory związane z fantastyką – czy to te znane z filmów, gier i seriali, czy też fragmenty muzyki klasycznej powiązane z kosmosem. Wśród wydarzeń scenicznych wypada wymienić jeszcze rozdanie nagród Hugo oraz Retro, a także premierę sztuki teatralnej Wrota Anubisa (na podstawie książki Tima Powersa), której niestety nie miałem okazji obejrzeć.
Filkowy koncert zespołu Playing Rapunzel
Loncon Philharmonic Orchestra – Superman Theme
Ważnym elementem Worldconu jest wręczenie nagród Hugo – są to wyróżnienia jakie fani przyznają twórcom i fanom działającym na polu szeroko rozumianej fantastyki. Co roku wręczane są one w różnych kategoriach za osiągnięcia z roku poprzedzającego dany Worldcon. Nagrody Retro Hugo to wyróżnienia wymyślone celem nagrodzenia twórców oraz fanów działających w czasie, zanim na Worldconach wprowadzono nagrody Hugo. Ceremonie odbywały się przez dwa kolejne wieczory w audytorium mogącym pomieścić do 4000 osób. Oprawa obu eventów była na wysokim poziomie. Teoretycznie nagrody Hugo były ważniejsze, jednakże w moim odczuciu to ceremonia wręczenia Retro Hugo, odwołująca się do Wojny Światów H.G. Wellsa, była ciekawsza.
Ceremonia Retro Hugo
Ceremonia wręczenia nagród Hugo
Jedna z wystaw – statuetki nagród Hugo
Zbliżając się do końca warto wspomnieć o kilku rzeczach, które odróżniały Loncon od polskich konwentów. Przede wszystkim przykładano dużo większą uwagę do potrzeb osób niepełnosprawnych. Każda sala prelekcyjna miała osobne miejsca wyznaczone dla osób na wózkach. Często też można było zobaczyć miejsca przeznaczone dla osób mających problemy ze wzrokiem i słuchem. Warto by było w Polsce przywiązywać do tego większą wagę tak, by nie wykluczać osób z problemami motorycznymi lub słabszymi narządami zmysłu z życia fandomu. Bardzo też rzucał się w oczy średni wiek uczestników. W kraju, fandom składa się głównie z ludzi młodych – często nawet nastolatków. Worldcon zdominowany był przez zdecydowanie starszych fanów. W Londynie można też było zaobserwować dwa zwyczaje, których wprowadzenie na polski grunt mogłoby być ciekawe – jednym z nich jest publikowanie newslettera – przez 5 dni Lonconu ukazało się 13 numerów (każdy będący kartką A4) podsumowujących w jakiś sposób upływający czas. Jest to ciekawa forma komunikowania się organizacji z uczestnikami. Drugą interesującą rzeczą były „wstążki”. Od różnych osób można było otrzymać tekstylne wstążki z napisami, przycięte tak, by pasować wymiarem do identyfikatora (do którego się je przyklejało). Zawierały one reklamy konwentów, żarty, czy też informacje o tym, że ktoś głosował na nagrodę Hugo lub uczestniczył w jakiejś atrakcji.
Worldconowa wstążka
Bardzo ciekawą formą uczestniczenia w Worldconie jest pomoc w jego organizacji. Ochotnicy mieli okazję poznać siebie nawzajem i mogli przyczynić się do sukcesu imprezy. Może to dziwnie zabrzmieć, ale ciężka praca fizyczna przy rozkładaniu konwentu sprawiła mi niezwykle dużo przyjemności a także dała poczucie uczestnictwa w “czymś wielkim”. Jeśli będę miał okazję kolejny raz uczestniczyć w Worldconie, to już dzisiaj wiem, że na pewno będę starał się w nim pomagać – zarówno przed konwentem, jak i w jego trakcie.
Wtorek przed konwentem – przerwa w pracy
Pięć konwentowych dni spędzonych w Londynie to zdecydowanie ciekawy czas. Warto było poświęcić urlop i gotówkę po to, by pojechać na ten bardzo prestiżowy konwent. Widziałem w sieci nieprzychylne relacje części uczestników, ale sam uważam Loncon za jeden z najlepszych konwentów, na których byłem. Osoby, z którymi rozmawiałem także wyrażały się o nim bardzo pozytywnie. Ta wycieczka na długo pozostanie w mojej pamięci, a ja już teraz czekam na kolejny Worldcon w Europie – należy trzymać kciuki, by Finlandia otrzymała prawa do organizacji Worldconu w 2017, a Dublin w 2019 roku.
Warsztaty degustowania czekolady