Wampir w literaturze przedstawiany był na różne sposoby. Wystarczy wspomnieć Draculę Brama Stokera, Wywiad z wampirem Anne Rice, cykl wiedźmiński Andrzeja Sapkowskiego, czy wreszcie sławny (lub, jak kto woli, niesławny) Zmierzch Stephenie Meyer. Jednak w książce Christophera Moore’a mamy do czynienia z jeszcze innym przedstawieniem krwiopijcy – z wampirem w pełni komediowym. Efekt jest zabawny, ale Moore’owi (w odróżnieniu od Meyer) powszechnie się nie zarzuca uśmiercenia wizerunku wampira w literaturze.
Ssij, mała ssij to już druga powieść Moore’a o przygodach wampirów. Dużą część bohaterów poznajemy we wcześniejszych Krwiopijcach. Postaci są nie tyle wyraziste, ile przerysowane. Mamy więc zachłystującą się swoją mrocznością Abby, wypełnionego po uszy hormonami Tommy’ego Flooda, znudzonego do granic możliwości osiemsetletniego Elijaha Ben Sapira, trochę zagubioną Jody, czy wreszcie wciąż niedojrzałych i naćpanych Zwierzaków.
Głębi w powieści nie ma się co doszukiwać. Moore znany jest z humorystycznych i prostych historii, mających za zadanie rozbawiać do łez poprzez nabijanie się z jakiegoś tematu (starczy wspomnieć fenomenalnego Baranka, w którym nieznany uczeń Jezusa opowiada swoją wersję ewangelii). Zamiast rozważań otrzymujemy sporą dawkę niewybrednego (acz dobrego), wulgarnego i niedojrzałego humoru. Nie można jednak tego traktować jako wady książki. Stanowi ona doskonałą odskocznię od poważniejszych lektur. Pozwala spędzić przyjemny, pełen śmiechu wieczór, czy też oderwać się od nudy dnia codziennego.
Z czego tym razem nabija się Moore? Rzecz jasna na pierwszy plan wybijają się wampiry. Jednakże równie mocno autor drwi z subkultur kojarzonych z wewnętrznym mrokiem. Ponieważ przerysowana jest większość postaci, to rykoszetem złośliwości pisarza obrywają i inne grupy – policjanci, prostytutki, mniejszości etniczne czy tez osoby wierzące. Warto jednak podkreślić, że te humorystyczne złośliwości nie mają na celu szkalowania wspomnianych grup ludzi, a jedynie rozbawienie poprzez naigrywanie się ze stereotypów.
Dzięki stylowi i użytemu językowi Ssij, mała ssij nadaje się do czytania nawet dla osób, które na co dzień patrzą na książki wilkiem. Autor prowadzi narrację w sposób niezwykle lekki i z wielka werwą. Opowieść nie jest jedynie okraszona humorem – ona jest nim przesiąknięta. Wszystko to razem czyni powieść bardzo łatwą i przyjemną w lekturze. Oczywiście warunkiem zadowolenia jest cechowanie się sympatią do humoru niższych lotów.
Trzeba zaznaczyć, że nie jest to pozycja skierowana do młodego odbiorcy. Jest pełna komicznej seksualności. Zarówno para wampirów jak i inni bohaterowie nie stronią od seksu – zwłaszcza widoczne to jest u Zwierzaków i wynajętej przez nich prostytutki. Bohaterowie nie unikają także alkoholu i narkotyków. Nie należy co prawda opatrywać tej pozycji etykietką „18+”, ale zdecydowanie nie powinno się jej prezentować dzieciom.
Jest więc Ssij, mała ssij powieścią dobrą do oderwania się od codzienności. Może stanowić lekarstwo na jesienną czy zimową chandrę, spowodowaną brakiem słońca. Nie jest jednak książka uniwersalną. Nie nadaje się dla czytelników zbyt młodych, ani zbyt starych. Niektórych może oburzyć lekkością, z jaką traktuje część z problemów, a innych zniesmaczyć niskim, czasami wręcz prymitywnym poczuciem humoru. Jednakże dla tych, którzy do życia i kultury potrafią podejść z przymrużeniem oka, powinna stanowić źródło kilku godzin śmiechu.
Wydawca: Mag
Autor: Christopher Moore
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Kama said:
To już druga powieść Moore’a o przygodach wampirów. Czy można ją czytać w oderwaniu od pierwszej, czy jednak nie? Czemu nie zacząłeś od Krwiopijców?
Alqua said:
Zacząłem. Krwipijców czytałem ze 2 czy 3 lata temu. Natomiast raczej recenzuje rzeczy bieżące bez wracania do tego co czytałem przed laty :).
Kama said:
Ech. Tak, ty przeczytałeś dawno temu, ale recenzję zacząłeś od „drugiej” powieści. Kupy się to nie trzyma, za przeproszeniem. Drugi tom trylogii też byś opisywał z pominięciem pierwszego? Dla mnie jako czytelnika nic z tego nie wynika. I nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie czy znajomość pierwszej powieści jest wymagana, czy są to zupełnie nie związane z sobą powieści, tyle, że z częściowo wspólnym tematem i postaciami.
Alqua said:
Jesli chodzi o to czy można czytać drugi tom nie znając pierwszego to nie widzę problemu. Książka jest na tyle luźna i niepoważna, że brak znajomości wydarzeń z pierwszej części nie powinien zanadto przeszkadzać. Oczywiście znajomość pierwszego tomu zawsze pomaga – wiadomo do czego się odnoszą bohaterowie i skąd wzięła się część z rzeczy. Szczęśliwie Moore w swojej narracji przypomina miejscami wydarzenia z pierwszego tomu. Są to jednak jak najbardziej powiązane ze sobą książki i stanowią „całość”.
Co zaś do zasadności recenzowania tylko drugiego tomu z trylogii (jak to ma miejsce tutaj – trzeci trafi na bloga za jakiś czas jak go przeczytam) to uważam, że ma to sens. Bardzo często recenzowany jest pojedynczy tom cyklu – co prawda zwykle ma to miejsce bliżej premiery niemniej nie stanowi zadnego kuriozum.
Na koniec przepraszam za pominięcie pytania przy pierwszej odpowiedzi – odpisywanie na komenatarz o 7 mogło nie być najlepszym pomysłem :).
Kama said:
Dziękuję za wyjaśnienie, miło by było gdyby jednak znalazło się w głównym tekście. 😉 Ludzie robią różne głupoty, nawet dosyć powszechne, co nie znaczy, że należy się na tym wzorować. Będziesz miał opisany drugi, trzeci tom, ale pierwszego nie. Grrrr. Mi, jako czytelnikowi – zarówno książek jak i bloga, taki pomysł się nie podoba. Wolałabym recenzje po kolei, z informacją czy autor „trzyma poziom” czy wątki są logicznie prowadzone, etc. Oczywiście możesz się z moim zdaniem nie zgodzić.
Alqua said:
Zwykle będę się starał pisać o wszystkich tomach. Niemniej tu musze zrezygnować, gdyż nie pamiętam Krwiopijców na tyle by ich recenzować, a nie lubię ponownie wracać do książek już czytanych (wyjątkiem tu są pojedyńcze dzieła, które moge czytać po kilka razy, ale to tylko te, które najbardziej ukochałem).